W 1991 roku z inicjatywy inż. Jana Raczki rozpoczęto pracę nad kolejnym prototypem Poloneza z napędem na 4 koła. Auto było gotowe 15 października 1992 roku i otrzymało nazwę Analog. Pierwszą wersją tego samochodu był Analog-1 i posiadał przednie zmodyfikowane zawieszenie MacPhersona z Łady Samary a tylne oparte na sztywnym moście na wahaczach wzdłużnych, wleczonych i sprężynach śrubowych. Napęd przedni był stały a tylny dołączany. Elementy resorujące współpracowały z hydraulicznymi amortyzatorami oraz wzdłużnymi drążkami reakcyjnymi i poprzecznym drążkiem reakcyjnym Panharda. Skrzynia biegów i przekładnia główna pochodziły z Suzuki. Samochód przeszedł pozytywnie pierwsze badania i niedługo potem rozpoczęto dalsze prace konstrukcyjne budując kolejny prototyp Analog-2 (auto posiadało takie samo zawieszenie jak poprzednik i jednocześnie standardowy tylny napęd). W trakcie badań okazało się, że trzeba dodatkowo wzmocnić tylną część samochodu. Zrezygnowano jednak z budowy kolejnego przedprototypu i stworzono pojazd łączący w sobie cechy dwóch poprzednich, ze stałym już napędem na 4 koła – Analog-4 zaprezentowany 30 kwietnia 1994 na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Napęd tego modelu przenoszony był za pośrednictwem pięciobiegowej skrzyni biegów (pochodzącej z Subaru Leone) z dodatkowym przełożeniem do jazdy terenowej i wbudowanym mechanizmem różnicowym a blokada mechanizmu różnicowego, wyprowadzała stały napęd na przednią oś oraz wał biegnący do tylnego mostu. Pięcioosobowe nadwozie projektu Cezarego Nawrota, ucięte tuż za tylnymi siedzeniami, zamknięto ścianką i wraz ze skrzynią ładunkową o wymiarach 120 na 160 cm i ładowności 400 kg, osadzono na trzypoziomowej ramie. W trakcie testów okazało się że auto ma bardzo dobre właściwości terenowe dlatego w 1996 roku przystąpiono do opracowania odpowiedniej dokumentacji technicznej zakładającej maksymalne wykorzystanie części krajowych do produkcji tego modelu. Pracami kierował inż. Mirosław Górski. Skutkiem tego był między innymi powrót do resorów w tylnym zawieszeniu czy montaż przekładni głównej na stałe pod miską olejową. Łącznie wyprodukowano 7 sztuk tych pojazdów – jeden z silnikiem diesla (90 KM) a pozostałe sześć ze standardowym polonezowskim silnikiem o pojemności 1.6 litra. Ciekawostką jest fakt, że poszczególne egzemplarze Analoga-4 różniły się od siebie – niektóre miały tylne światła jak w modelu Truck a inne od Polskiego Fiata kombi lub pick-up. Jedne miały drzwi tylne jak w osobowych Caro inne natomiast zakończone kątem prostym. Maski również występowały w dwóch odmianach, czyli z wlotem powietrza na środku lub bez. Nie każdy posiadał Analog-4 posiadał orurowanie ale za to każdy był wyposażony w fotele Inter Groclin. Samochód był o krok od wejścia do seryjnej produkcji i mógł całkiem nieźle się sprzedawać, jednak koncern Daewoo przejmujący w tamtych czasach zakłady FSO miał najwyraźniej inne zdanie na ten temat. Badania nad prototypami zostały wstrzymane a auto nigdy nie trafiło do produkcji. Na szczęście prawie wszystkie egzemplarze Analoga-4 ocalały. Jeden z nich możemy podziwiać w Muzeum Techniki i Motoryzacji w Warszawie a pozostałe są w prywatnym posiadaniu. Jeśli komuś z Was spodobał się ten projekt to niewykluczone, że któryś z zachowanych egzemplarzy pojawi się kiedyś na internetowych aukcjach. Pamiętajmy jednak, że zanim go wylicytujemy upewnijmy się czy to aby na pewno oryginalny Analog – znane są bowiem różne przeróbki zwykłych Polonezów na pojazdy terenowe z wykorzystaniem części od UAZa czy Łady Nivy… Link do strony na której znajdują się zdjęcia poszczególnych Analogów
Witam
W czasach gdy powstawał Analog mieszkałem w podwarszawskim Otwocku. Dość często widywałem najpierw białego później żółtego Analoga Kiedyś ktoś rzucił nawet, że ten biały został przemalowany na żółto ile w tym prawdy nie wiem.Fakt, że ten drugi po jakimś czasie jeździł ze zwykłymi czarnymi tablicami rejestracyjnymi. Generalnie mieszkanie w Otwocku miało tą zaletę, że dość często pojawiały się tu auta z OBRSO zlokalizowanego przecież w Falenicy. Pamiętam zamaskowane Caro czy Plusy ach, że wtedy nie było cyfrowych aparatów fotograficznych